Dziecko w brzydkim opakowaniu

Porwać się na temat starości w wieku dwudziestu trzech lat to jak porwać się z motyką na słońce. Z jednej strony jest to ryzykowne, bo może spotkać się z niezrozumieniem (Gawrońska, rety, piszesz tylko o śmierci, ograniczonym czasie, przemijaniu – uspokój się!). Z drugiej strony – przecież nikt nie zabroni mi obserwować i komentować. Nie godzę się na marnotrawienie własnych myśli.  

Jestem na takim etapie życia, że wydaje mi się, że przemijanie ma sens. Mówią o tym książki, mówią o tym mądrzy i doświadczeni. Już dawno temu przyjęłam ten pogląd za swój. Stało się to bardzo naturalnie i prawdopodobnie bezmyślnie. Dziś piszę śmiało, bez owijania w bawełnę – mając tyle lat ile mam, widzę w tym procesie największy sens z sensów tego świata, do których dotarłam. 

Fascynuje mnie kolekcjonowanie lat. Fascynują mnie siwe włosy oraz idąca za nimi wiedza, empatia i świadomość. Niezależnie od człowieka – wraz z upływem czasu upływa nie tyle termin ważności ciała, ale termin ważności pewnych przekonań, spostrzeżeń, by w ich miejscu pojawiły się nowe, które możemy zaliczyć na poczet mądrości, wyższego poziomu wtajemniczenia. To pocieszające i uskrzydlające usłyszeć od starszego człowieka – tak cudownie zniszczonego przez życie – że za nic nie oddałby skarbów starości, by mieć z powrotem młodość. Zawsze jednak milej to słyszeć, a trudniej samemu dojść do takich wniosków przeżywszy kilkadziesiąt lat i udźwignąwszy choroby, codzienne troski i samotność.

Jakie jest przemijanie? Mogłabym, napisać, że jest po prostu fajne i piękne, ale nie będę się oszukiwać. Oczywiście do takiej cukierkowej definicji mam szeroką dwupasmówkę, pokrytą asfaltem, bez kolein – zwłaszcza jak jest się w pełni sprawną i zdrową. Zadziwiająco łatwo sformułować zdanie afirmujące coś, czego nie znam z autopsji. Nie pójdę jednak w tym kierunku. Przy obecnej obsesji piękna trzeba mówić wprost: nie, starzenie się jest w większości przypadków zupełnie, zrozumiale brzydkie. Czy na pewno zrozumiale?

Nie mówię, że tak jest zawsze, ale większość spotkań rodzinnych ma to do siebie, że dochodzi na nich do prezentacji wielu odmiennych stanowisk na przestrzeni wielu, często jałowych dyskusji. Jest to też skupisko dwóch, a często nawet trzech pokoleń, które mogą tworzyć mieszankę wybuchową. Nic więc dziwnego, że to wydarzenie, podczas którego obecne są i dziecko i osoba starsza. To są dwa skrajne, jakże ciekawe, ludzkie przypadki. Rozważam po cichu czy ta dwójka jest bardziej gwoździem programu spotkań, a może oboje stanowią pewnego rodzaju klamrę życia? 

Nietrudno zauważyć, że mają identyczne zachowania.

Dziecko zwiastuje rozkoszną nadzieję. Jest przyciągające. Siedzi pośród rozochoconych ciotek i nieraz z tępym wyrazem na gładkiej buzi patrzy to na jedną, to na drugą. Słyszy te wszystkie gugania – odgłosy, które nie mieszczą się w systemie fonologicznym języka, ale sprawdziłyby się idealnie na zajęciach z emisji głosu. Głupiutka obecność dziecka bardzo ośmiela. Nie wiem na ile ono to wszystko rozumie, na ile je to nie obchodzi i czy może w jego głowie kreuje się pierwsze, świadome słowo: kre – kret – kretu – krety – kretynki, ale przedstawienie trwa. Kiedy się w końcu uśmiecha, jakby z kpiną i dużą dawką słodkości – budzi to powszechny zachwyt i aprobatę oraz zachęca do dalszych prób zabawienia małej istoty.  

Starszy człowiek zdaje się nie budzić nadziei. Jest jedynie zapowiedzią gwałtownego końca. To przypomnienie o kruchości, o której nie chce się pamiętać. Siedzi często w odosobnieniu i ma podobny wyraz twarzy do dziecka. Rzadko kiedy się uśmiecha. Nieco przygarbiony zawiesza wzrok na niezidentyfikowanym obiekcie. Jego twarz przypomina jedwabną gawroszkę, której się nie uprasowało – ma zmarszczki w ilości przewyższającej wiek. Zdaje się nie do końca wiedzieć w jakim miejscu się znajduje. Nikt jednak mu nie nadskakuje. W końcu starszy człowiek nie komunikuje, że czegoś potrzebuje to po co się narzucać? Cała jego postawa mówi, by się nim nie zajmować. Kiedy jedna z ciotek podejmuje próbę rozmowy i nie udaje jej się osiągnąć swojego celu, w zrezygnowaniu macha ręką. 

Jak na dłoni widać, że zaszył się we własnym świecie, równie niezgłębionym, co ten dziecięcy. Jak wiele nieporozumień budzą krainy, w których obraca się człowiek starszy i dziecko. Z jaką łatwością przychodzi nam wybaczyć te zagubienie najmłodszym, a z jaką trudnością przychodzi nam cierpliwość do osoby starszej, która podobnie jak dziecko błądzi we własnej głowie. Z jaką łatwością dajemy się prowadzić estetyce i słodyczy, a jak szybko odwracamy głowę na widok czegoś, co w żaden sposób nie wpisuje się w kanon piękna.

Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale może dożyję starości. W zdrowiu czy w chorobie, w pełni zrozumiała czy nad wyraz konfliktowa, chciałabym otrzymać cierpliwość i obecność. Chciałabym być równie ważna jak dziecko, nawet jeśli w brzydkim opakowaniu. Chciałabym, by przymknąć oko na moją słabość i wady. Chciałabym być kochaną.

„A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, 
nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił.” Syr 3, 13

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *