Ulepimy dziś bałwana?

Połowa stycznia. Nareszcie spadł. Idę środkiem pasów. Obok mnie przechodzą coraz to różni ludzie. Niezidentyfikowane są dla mnie ich reakcje, bo widzę lekko zgarbione postacie i oczy wpatrzone w uliczną pulpę. Nieznane są dla mnie ich myśli. Czy cieszą się, że spadł? Nie wiem. Kryją się pod kolorowymi maseczkami uśmiechy, a może grymasy. Pół twarzy zasłania materiał, który wchłania szepty modlitw, by szybciej znaleźć się u celu, a może by nigdy nie znaleźć się tam gdzie zmierzają. Wszyscy są tak straszliwie na czymś skupieni. I ostatecznie naprawdę nie wiem czy ucieszył ich śnieg. 

To nie jest zima jaką znamy. Przed tą zimą chronimy się nie tyle czapkami i szalikami, co przede wszystkim maseczkami. Może wcale nie po to one są, ale powiedzmy, że żyję w błogiej nieświadomości – nieskazitelnie białej nieświadomości.

Przyszedł nowy świat. Śnieg nie wydaje się już zwykłym, puchowym, cudownie trzeszczącym cudem natury. Wydaje się pyłem remontu, którego końca nie widać. Mam problem ze zlokalizowaniem, gdzie właściwie trwają prace i jakie jest moje zadanie, a co dopiero jaka jest płaca za włożony wysiłek. Staram się zachować postawę godną najlepszego pracownika, w końcu przez większość życia chwaliłam się swoją nienaganną kindersztubą. Szczęśliwie brak mi dogłębnej znajomości podwórkowej łaciny. To, co jednak nie gra w moim nieskazitelnym wizerunku, to brak poczucia czasu, co niejednego pracodawcę mogłoby doprowadzić do furii. Zimą mylę poranki z wieczorami.

Znieruchomiałam pośród największego harmideru miasta, a powietrze błyszczy i zatruwa. Nareszcie spadł. Kim jest mój pracodawca?

Nie wiem dla kogo pracuję i nie wiem już w co włożyć ręce. Zima weszła w ogromnych butach z nowym rokiem. Przychodzi ze swoimi pragnieniami, w których jest chęć długodystansowego podporządkowania sobie całego świata, zresetowania go poprzez postanowienia, założenia, plany nadzieje, z których często zostaje nic więcej jak pył. Pył sypiący się z nieba i topiący się na rozgrzanych głowach oraz w ciepłych kołnierzach.

A może zima jest doskonała w tuszowaniu niedoskonałości? Przynajmniej na chwilę. W końcu jeśli jej celem nie jest naprawianie i porządkowanie to może kierują ją li i wyłącznie względy estetyczne. Chce okryć swym białym puchem wszelką biedę i szarość, by przyszło nam już oczekiwać jedynie na rozkwit. Zaraz złapiemy za mopy i spod pyłu zakiełkuje nam nowy, lepszy świat. Tak, zaraz stopi się śnieg, może on zrobi wszystko za nas. Zmyje on wszelkie niedociągnięcia. Świat będzie czystszy, nieskalany. Tak, na pewno, żadnych wątpliwości. 

Pada śnieg, a ja wyciągam twarz ku granatowemu niebu. Przez okulary widzę coraz mniej i gorzej. Zapach farby wydaje się osiadać w moich płucach. Wszystko wygląda tak świeżo. Budynki nie są ani trochę brudne. One rosną w oczach w swej bieli, monumentalne i dostojne. Dotykam ich, a one stoją tu ciepłe, nie mają rys. Padaj śniegu, padaj, nie pozwól mi widzieć prawdy.

Ulepimy dziś bałwana? Nawet jeśli świat nabrał ciężkości, gdzieś musi być miejsce na zabawę. Może nie potrzeba wcale trudu Syzyfa. Może to nie kamień, a bardziej turlanie ogromnej kuli śniegu na bałwana. Świat jest bardziej rzeczywisty niż dotychczas i zdaje się należeć do nas. Nabiera konturów. Wszelka materia ma swoje ramy. Wszystko ma swój harmonogram. Wszystko wydaje się jaśniejsze i prostsze.  

Padaj na mnie, śniegu. Nie oszukuj mnie, pyle. Bądź użyteczna, zimo. A słyszałeś o takiej technice sneckdown? Pozwoliłabym otulić się białym puchem. Śnieg zaległby na moich drogach, a ja wykorzystałabym go, by zbadać sposób wykorzystywania powierzchni obranych ścieżek. Zobaczyłabym, gdzie najczęściej wędruję, a gdzie moja noga już dawno nie postała. Może zdarzyłby się cud i doszłoby do zmiany pod kątem organizacji ruchu. Wraz z nowym rokiem zawsze przychodzi taka pokusa, by dokonać zupełnego przewrotu. Zorganizować się na nowo. Tak jak jednak takie zmiany nie dzieją się z dnia na dzień tak i postanowienia noworoczne często nijak się mają do rzeczywistych sił do działania. 

Niekiedy znowu idę w tę samą stronę co dotychczas i znowu przecinam trawnik, który jest już wydeptany tysiącami stóp, które dostrzegły ten skrót i postanowiły właśnie nim przemierzać swoje ścieżki. Kostka chodnika, wyremontowanego miłosiernie przez urzędników, a ciągnącego się zaraz obok, błyszczy nieużyteczna. Czy to mój chodnik, który tak szlifowałam, a z którego nie ma żadnego użytku?

Ulepimy dziś bałwana? Nie musimy dotrzymywać postanowień, ale zróbmy jedno, wyciągnijmy z życia choć minimum dobrego, na które zasłużyliśmy. Wetknijmy mu marchewkę i z gałązek zróbmy afro. Chociaż dzisiaj nie oczekujmy spełnienia wszelkich życiowych ambicji jednym mrugnięciem płatka na niebie. Remont trwa, pytana się mnożą, odpowiedzi nastaną, śnieg się topi. Ale najpierw ulepimy bałwana.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *