W lesie

Czy jestem w lesie z tym wszystkim? Czy się nie wyrobiłam? Czy zawaliłam? Pewnie można by tak na to spojrzeć. Na potrzeby tego tekstu być w lesie będzie znaczyło coś dobrego. Jestem w lesie z tym wszystkim, więc wszystko jest ze mną w porządku, a czas jest moim sprzymierzeńcem.

Co właściwie dzieje się w mojej głowie? Zagadkowe rzeczy. Zupełnie jak w lesie. Panuje w nim przyjemny półmrok i chłód. Drzewa pną się do wysokości, do których nie sięga już moje spojrzenie. Las pozostawia nam jakiś margines na fantastyczność, niewytłumaczalność i zagadkowość. Czego nie zobaczę to sobie wymyślę (z umiarem).

Drzewa stoją tak blisko siebie i mają rozczochrane, głęboko zielone korony. Nie widzę jakiej barwy jest dzisiejsze niebo. Czuję się jak w jednej z tych katedr, która przez małe okna nie dostarcza zbyt wiele światła. Spacer po wnętrzach takiej świątyni odcina mnie od świata zewnętrznego. Nadal jednak stawiam krok za krokiem. Im częściej tak chodzę tym bardziej orientuję się, na którym kafelku idzie się poślizgnąć, a gdzie jest ten fragment podłogi, gdzie mogę wpaść do katakumb.   

Las jest takim samym organizmem jak ja. Uczę się z nim rozmawiać. Przyjmuje mnie z otwartymi ramionami. Nie jestem pewna czy to ja przechodzę jakiś niezauważalny proces synchronizacji? Czy staję się na obraz drzewa albo jakiegoś stworzenia przyczajonego w mchu czy może czarnej dziupli? A może to już antropomorfizacja i to las staje mi się bratem? Może to wcale nie szeleszczą liście, ale chrupie ogórek między zębami? Może to nie trzask gałązki, ale kolana?

Moja głowa jest lasem. To miejsce zamieszkane przez zarówno dość ordynarne, ale i piękne stworzenia, o których mowa w baśniach. Patrz, tam w ciemności czy to najady, a może błędne ogniki? Pójdę za nimi.

Co właściwie dzieje się w mojej głowie? Zagadkowe rzeczy. Kiedy wstaje poranek patrzę na promienie splatające się w cienkich strużkach i zadziwiam się jak znajdują drogę, by tak soczystym światłem ogarniać mchowe zakątki czy też te żółciutkie kurki.

Przemieszczam się z jednej nawy do drugiej. Nie wiem nadal na jakim planie zbudowany jest ten las. Zupełnie jednak nie przeszkadza mi to, że się gubię. Towarzyszy mi wrażenie nieustającej, mistycznej ciszy. Ciszy rozmodlonej. Tak wiele mogę przemyśleć w lesie.

Podnoszę nogi wysoko, niczym palce, które rozleniwiły się na klawiaturze fortepianu. Palec opada, w ten idealny sposób do następującej kaskady dźwięków. Tak dzieje się głębia, która nie mieszcząc się w swoich zawiłych połączeniach wypycha się z ziemi korzeniami. Las dojrzewa wraz ze mną, moją wiedzą i spostrzeżeniami. Domaga się wzrostu.

Jak ważny i cudowny jest ten wysiłek w chodzeniu po wyboistym terenie. Ta nieustanna czujność wędrówki. Zaniedbawszy uważność kroków mogłabym przewrócić się, narazić się na skaleczenia, a może nawet i utratę przytomności. Ostatecznie stracić przytomność nie byłoby czymś bardzo złym w takich okolicznościach. Jednak gdybym obudziła się w całkowitej ciemności trudno byłoby mi postawić kolejne kroki, by wydostać się z tych leśnych zakamarków. Dbam więc o to, by w lesie odpoczywać i by las odpoczął ode mnie.

 Bardzo się wszyscy obawiamy takiego całkowitego zagubienia. Ono jednak ostatecznie rzadko kiedy się zdarza. Jednak nawet wtedy można zamknąć oczy i spróbować znaleźć drogę. Znamy ją lepiej niż widzimy. Las jest po to, by jemu ufać. Korzystać z jego dobrodziejstw. Nie bać się luki, brakującego kafelka, ciemności. Wsłuchać się w szumiące modlitwy.

W moim lesie jest dużo muzyki, ale też drobnych i nieco większych hałaśliwości, które sprawiają, że często panikuję. Staram się jednak nie przestawać, grać tak jakby to był leśny spacer jak każdy inny. W lesie uczę się koncentrować i pamiętać o następujących krokach, ale bywają potknięcia, które rysują mi skórę ostrymi gałęziami. Upadam i leżę tak do czasu aż wstanę. A kiedy już wstaję stawiam nogi wyżej i jeszcze wyżej. Nie szuram po powierzchni, nie zakleszczam się w wystających korzeniach. Idę dalej – podróżniczka lasu.

Co właściwie dzieje się w mojej głowie? Zagadkowe rzeczy. Zdarza się, że zapominam, że brakuje mi tchu i sił. Podnoszę nogi wyżej, przyspieszam, oddycham. W końcu jest to, czego szukałam. Znalazło się zgubione, zapomniane. Następnym razem nie zgubię tego na tak długi czas. Skoncentrowana, świadoma możliwości idę. Wtedy ptaszki ćwierkają. Znowu, jakby nigdy nic. Las jest cudownym miejscem. Otwartym i niezmierzonym.  

W lesie oddycham w pełni i odkrywam siebie. Oczywiście wygodniej byłoby chodzić po płaskich powierzchniach i po przestrzeni miejskiej, gdzie jest dużo drogowskazów i gdzie jest tyle sztucznego świata, że nikt już nie patrzy na niebo i nie szuka świetlnej pociechy w gwiazdach. Dlaczego ma mi to wystarczyć?

Kiedy jednak potknę się w mieście wygładzonym i pełnym sztucznych świateł co w równie skuteczny sposób jak leśne zakątki przywróci mi mój spokój? Co mnie pocieszy? Gdzie będzie ta cisza i ta wielość naw, w które można zawędrować?

Co właściwie dzieje się w mojej głowie? Zagadkowe rzeczy. Głębia, która wzmaga czujność, wyostrza oko, pozwala mi wyleczyć się z krótkowidztwa. Las, który oducza mnie powłóczystego kroku i leniwej wyobraźni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *